wtorek, 9 lipca 2013

Laura i Kendall

Pierwsze opowiadanie jest dla Marty Gadomskiej za wygrany konkurs na stronce 
Przepraszam, że tak późno dodaję, ale mam nadzieję, że się nie jesteś na mnie złą..

Zapraszam :) 


Był kolejny, upalny, lipcowy poranek około godziny jedenastej trzydzieści. Nerwowo stukając stopami o podłogę, czekałam przed gabinetem Pana Jonsonsa. Nagle drzwi od jego pokoju otworzyły się na oścież i wyszedł z nich właśnie on. Wraz z towarzyszącymi mi osobami w poczekalni, podniosłam się z miejsca.
-Pani Lauro, zapraszam po raz kolejny do mojego gabinetu.- przemówił swoim głębokim głosem, a ja posłusznie wykonałam jego polecenie.
Delikatnie usiadłam na ciemnym fotelu stawionym przed biurkiem Pana Jonsona i założyłam nogę na nogę. Mężczyzna przez dłuższa chwilę wpatrywał się w moją osobę z niezbyt przyjaznym grymasem na twarzy. W końcu jednak rozpromienił się i przemówił:
-Droga Pani. Zastanawiałem się dlaczego wybrała pani taki zawód, skoro jest pani taka niska i szczupła, ale gdy przejrzałem Pani siwi wiedziałem, że popełniłbym ogromny błąd gdybym pani nie zatrudnił. Trzy lata w wojsku, dwa lata w policji- a ma Pani dopiero dwadzieścia dwa lata. Jak to możliwe?
-Mój rodzice są wojskowymi. Kiedy miałam szesnaście lat wysłali mnie do szkoły wojskowej, po której ukończeniu rozpoczęłam pracę w policji. Jednak zmuszona rozstaniem z moim byłym chłopakiem, nie potrafiłam zostać w moim rodzinnym mieście. Postanowiłam przeprowadzić się do Los Angeles i zacząć wszystko od nowa. Praca w ochronię, wydaję mi się być najodpowiedniejsza w tym momencie.- odpowiedziałam z uśmiechem, ale wciąż bardzo się denerwowałam.
-Podjęła pani dobrą decyzję. Witam Panią Pani Lauro, w naszej ochroniarskiej ekipie.- oświadczył dyrektor i mocno uścisną moją drobną, dziewczęcą dłoń.- Od kiedy może Pani zacząć?
-Nawet od teraz!- oznajmiłam pewnie, a mężczyzna wręczył mi mundur.
Byłam przepełniona szczęściem. Wreszcie wszystko zaczynało się układać. Znalazłam mieszkanie, teraz pracę, brakowało mi tylko jednego... miłości. Nie zamierzałam zaprzątać sobie tym głowy w tamtej chwili. Wierzyłam, że mój książę na białym koniu odnajdzie się sam.
***
Od godziny byłam dumna pracowniczką galerii handlowej ''Style''. Nic ciekawego się nie działo, a ja chodziłam jedynie z kąta w kąt, obserwując wszystko i wszystkich. Nagle muzykę płynącą z głośników zamontowanych przy suficie galerii, przerwał głośny i niezbyt przyjemny odgłos alarmu, ogłaszającego, że budynek. Ekipa ochroniarska- w tym ja- zaczęła ewakuować wszystkich zakupowiczów, podczas gdy galeria powoli pochłaniał ogień. Przyjechała straż pożarna, lecz płomień był zbyt silny by dało się go ugasić.
-Tam jest mój syn! Tam jest mój syn!- z tłumu ludzi wyłoniła się zapłakana kobieta.
-Gdzie jest pani syn?!- zapytałam zatroskana kobietę.
-Był w butku, kupował sobie vansy.- oświadczyła.
-Zaraz go do Pani przyprowadzę.- poinformowałam kobietę i bez zastanowienia wbiegłam do stojącej w płomieniach galerii.
Zaczęłam nerwowo biegać między ogniem poszukując sklepu, gdzie były sprzedawane vansy. Gdy tam dotarłam, w gnębi butiku znajdował się nieprzytomny chłopak o blond włosach. Szybko podbiegłam po niego, uniosłam na ręce i udałam się w drogę powrotną do wyjścia.
-Karetka- dawać mi tu karetkę!- zaczęłam się drzeć.
Ambulans pojawił się w ciągu dwóch minut. Na noszach zabrano mocno poparzonego chłopaka, a wraz z nim jego mamę oraz mnie. Kobieta podczas podróży kurczowo trzymała rękę syna i zalana łzami, błagała o to by przeżył.
***
Znajdowaliśmy się na ostrym dyżurze. Kendall- bo tak miał na imię chłopak, którego uratowałam z pożaru- był pod opieką lekarzy, którzy w tamtej chwili opatrywali jego poparzenia. Po około półgodzinie nosze z chłopakiem zostały przeniesione do salki, gdzie był zmuszony spędzić następne kilka miesięcy. Jego rodzicielka, od razu wbiegła za synem, a ja stawiając delikatne, wolne kroki, powoli do niej dołączyłam.
-To ta dziewczyna uratowała ci życie, synku.- wyszeptała kobieta, do ucha swojego syna, lecz dokładnie słyszałam jej słowa.
-Jesteś moim aniołem. Jak ci na imię?- zapytał, choć sprawiało mu to ogromny wysiłek.
-Laura. A teraz nic nie mów, odpoczywaj. Wypytasz mnie o wszystko gdy pójdziemy razem na kawę, bo sądzę, że raczej nie chcesz iść ze mną na ognisko. Na pewno masz już dosyć ognia.- odpowiedziałam, wywołując uśmiech zarówno u Kendalla jak i u jego mamy.
***
Minął rok. Miałam piękne urządzony dom, rozpoczęłam studia na kierunku medycyny wojskowej i co najważniejsze miałam jego-Kendalla. Po wyjściu chłopaka ze szpitala, umówiliśmy się na kawę. Los chciał, że to on właśnie stał się moim księciem na białym koniu. Od roku jesteśmy parą, a kilka tygodni temu się zaręczyliśmy. Planujemy ślub, a w przyszłości może, ktoś mały dołączy do naszej dwójki.

By Logusiowa12 

PS:Pomogła mi Przyjaciółka <3

1 komentarz: