niedziela, 14 lipca 2013

Invisible

Na dworze deszcz leje strumieniami. Patrzę przez okno. Czasem zastanawiam się czy to nie są moje łzy... Tyle bólu mnie dotknęło. Zaczęło się od śmierci matki. To przeze mnie ona umarła. Były komplikacje podczas ciąży. Ja żyję, ona nie.... 
Ojciec znienawidził mnie za to. Nie dziwię mu się... Odebrałam mu jedną z osób, którą tak bardzo kochał. Od początku nie zwracał na mnie uwagi. Krzyczał na mnie i poniżał. Znosiłam to... no właśnie... dlaczego? Bo go kocham. Lecz niestety to nie jedyny powód mojego wewnętrznego bólu. 
Szkoła, rówieśnicy... Nawet nie wiecie jak mi ciężko. Przyjaciel? - Nie znam takiego słowa... Jestem inna. Widać to gołym okiem. Dlaczego inna? Bo jestem sobą, jestem nieśmiała... W mojej szkole liczy się tylko wygląd, albo talent sportowy. Nie to co masz w środku, a szkoda... Ale co tu począć. Mój ojciec mi taką załatwił. 
Przyznaję... Cięłam się... I to nie raz... Ale tylko ręce. 
-Alex! - usłyszałam głośne wołanie ojca. Gdy tylko zauważył mnie w salonie rzekł. -Niepotrzebnie wydaję kasę na szkołę abyś się spóźniała. 
-Już idę... - powiedziałam cicho i poszłam się ubrać.
Byłam cała mokra od deszczu. Włosy, ubrania... Zastanawiacie się czemu nie wzięłam parasola albo przeciw deszczówki? Dla mnie nie ważne jest zdrowie. Chcę umrzeć, ale boję się cierpieć. Chcę aby to nastąpiło bez boleśnie... Ale i tak nie zasługuje na to. Mama umarła cierpiąc, a dlaczego ja w luksusie? 
Spojrzałam na zegarek. Za trzy minuty zaczyna się pierwsza lekcja... -I tak nikt nie zauważy, że mnie nie ma. Ulewa zamieniła się mżawkę. Skręciłam w stronę parku. Tam było mało ludzi, prawie wcale. Nikt i tak nie zwracał na mnie uwagi. Poszłam do mojego ulubionego miejsca. Tam gdzie zawsze jestem sama. Jest jeziorko, kilka dużych kamieni... w wszystko zasłonięte drzewami. Prowadzi tam tylko mała, wąska ścieżka, ledwo zauważalna. 

Usiadłam sobie na kamieniu i zamknęłam oczy. Głęboko nabrałam powietrza i powoli je wypuściłam. Słyszałam tylko leki szum jeziorka, lekki odgłos kropli deszczu i... No właśnie co? 
Chciałam się odwróci i sprawdzić co to za dźwięk, ale ktoś momentalnie zrzucił mnie z kamienia. Spadłam na morką trawę, ale niestety były w niej małe i szpiczaste kamyki. Wbiły mi się w skórę. Mój napastnik zaczął mnie bić i kopać. Zadawał ciosy na oślep. Kopał po twarzy brzuchu... Czułam coś ciepłego na twarzy... Krew... Wszystko mnie bolało... Czułam, że tracę przytomność... To mogła być moja ostatnia chwila życia... Zdołałam tylko wyszeptać -Dlaczego?...
Usłyszałam tylko -Tak twój ojciec chciał...

-...dlatego jej chcę pomóc. -usłyszałam. Słyszałam słowa...? Słowa jakiegoś mężczyzny, a może anioła...? Czyżbym była już w niebie...? Nie. Jakbym byłą w niebie nie czułabym bólu. Nie mogłam się ruszyć.
-A rób jak uważasz. - znowu głos, ale kogoś innego. Chciałam otworzyć oczy, ale powieki mi na to nie pozwalały. -Jakoś muszę dać im znać. Tylko jak? Ruszyłam lekko głową. Poczułam straszny ból w karku... Jęknęłam cicho...
-Dziewczyno słyszysz mnie? -poczułam czyjąś ciepłą rękę na moim policzku. Z całych sił próbowałam otworzyć oczy. Udało się...
Byłam w jakimś luksusowym samochodzie. Na dworze było jeszcze widno. Leżałam na czyiś kolanach. Jakiegoś chłopaka. Przypatrywał mi się z zaciekawieniem i ze smutkiem. To jego ręka spoczywa nadal na mojej twarzy i odgarnia kosmyki włosów, które spadają na moją twarz. Miał takie piękne brązowe oczy. O takim chłopaku mogłabym tylko pomarzyć, ale... on jest przy mnie... Cały czas na niego patrzyłam przestraszona. Nagle zaczął się zamazywać... Przestałam go widzieć...

 Czarno, wszędzie czarno... Niebo...? Haha - sama się mogę wyśmiać. Trafiłam do piekła. Tak chciał bóg i nic na to nie poradzę.  Chwila... mam zamknięte oczy... Lekko otworzyłam powieki i od razu je zamknęłam. Duża fala światła paliła mi spojówki. Coś miałam w gardle. Zaczęłam się krztusić.

Przemawiał do mnie jakiś człowiek. Cały czas wymagał ode mnie czegoś. Posłusznie wykonywałam krok po kroku jego zachcianki. Na reszcie pozwolił mi otworzyć oczy. Ujrzałam lekarza i... mojego wybawcę.

Byłam w szpitalu. Lekarz powiedział mi, że byłam w śpiączce dwa tygodnie. Spytałam o mojego ojca, ale powiedział, że nikogo nie było z rodziny tylko chłopak o imieniu Logan... Tylko.
Ból ustąpił w 90 procentach. Ojciec się w ogóle o mnie nie martwił. Nawet nie zawiadomił nikogo o moim zniknięciu. Prawda mam 18 lat, ale mógł chociaż zobaczyć co ze mną. Ktoś lekko zapukał do drzwi.
-Proszę! -krzyknęłam. Mężczyzna wszedł. Spojrzałam na niego -To ty...
-Tak... -powiedział.
-Dlaczego mi pomogłeś?
-Nie mogłem cię zostawić. Widziałem cie na polanie nie jeden raz. To głupie, ale zakochałem się w tobie i twoim głosie. -powiedział szatyn siadając na krześle obok łóżka na, którym leżałam.
-Okłamujesz mnie... -odwróciłam wzrok.
-Wcale, że nie...
-Skąd mogę mieć pewność. -spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Stąd... -musnął lekko moje wargi. -Chcę cię poznać.
-Alex miło mi. -uśmiechnęłam się do niego.
-Logan. Mi także miło. -pocałowaliśmy się jeszcze raz...

*
Wszystko się zmieniło. Wszystko. Mój ojciec poszedł do więzienia za zlecenie pobicia i znęcanie się nade mną. Zmieniłam szkołę. We wszystkim pomógł mi Logan, z którym także zamieszkałam. Był przy mnie kiedy tego potrzebowałam. Doradził mi złożenie doniesienia i zmianę szkoły.
Kocham go.

Nie wiedziałam, że moje życie może nabrać kolorów, że będę... szczęśliwa.




Każdy wasz komentarz motywuje do dalszego wymyślania i pisania <3
By Logusiowa12

5 komentarzy:

  1. O jeju płacze i śmieje się jednocześnie... Jestem żałosna. Ale to takie piękne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne, super że aż brak słów żeby to opisać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale śliczne naprawdę Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  4. Śliczne... Popłakałam się aż :) Czekam na następną notkę <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak spotkanie tego jedynego zmienia :) Też tak chcę :) Ps. Pozdrów proszę Fasolkę :) Pozdrawiam, Ciri

    OdpowiedzUsuń